Przejdź do głównej zawartości

Czy Mallory był Kanadyjczykiem? "Scieżki chwały" vs. "Ponad wszystko"


Witajcie!
     Po pierwsze, bardzo przepraszam za prawie miesięczne milczenie. Niestety proza życia mnie dopadła, a w zasadzie terminy tej „prozy” i musiałem zająć się w pierwszej kolejności, sprawami nieco innego kalibru. Prezentowane dzisiaj książki przeczytałem już jakiś czas temu, ale jak wspominałem wcześniej, napisanie recenzji musiałem odsunąć na dalszy plan. Dzisiejsza recenzja będzie trochę inna niż te, które mogliście przeczytać dotychczas na moim blogu. Będzie to porównanie dwóch książek opartych na motywach tych samych wydarzeń. 


     W szranki stają przed Wami, z jednej strony wydane przez Dom Wydawniczy Rebis „Ścieżki chwwały” autorstwa Jeffrey’a Archer’a, a z drugiej „Ponad wszystko” (Tanis Rideout), która ukazała się w Polsce nakładem wydawnictwa Bukowy Las. Mamy zatem zaprawionego w pisarskim rzemiośle i piszącego o innym Brytyjczyku, autora niezwykle poczytnych powieści. Książki Archer’a cieszą się, wg mnie, również w Polsce ogromną popularnością. Czy zatem możemy stawiać na jego tekst „w ciemno”, jako na kolejny hit wydawniczy? Czy w jego przypadku coś może pójść nie tak?
Jako kontrkandydatkę dla „Ścieżek chwły” mamy książkę napisaną przez początkującą kanadyjską autorkę Tanis Rideout. Czy w tym wypadku jest sens zabierać się za czytanie i czy w ogóle coś się tutaj może udać? A może książka ta okaże się „czarnym koniem” w wyścigu? Jeśli chcecie się dowiedzieć zapraszam do dalszej lektury… Kawa albo herbata wskazana ;).
Dodam tylko, że autorzy nie mieli wcześniej styczności ze wspinaczką wysokogórską, a więc ich przygotowanie merytoryczne do tego tematu można uznać za zbliżone, czyli praktycznie zerowe.

     George Mallory był Brytyjczykiem, żyjącym na przełomie XIX i XX w.. Z zawodu nauczyciel historii, który zasłynął jednak głównie z powodu swej nietypowej, jak na temte czasy pasji – od najmłodszych lat uwielbiał wspinaczkę. Był w tym tak dobry, że zaproponowano mu uczestnictwo w wyprawie, której celem było zdobycie najwyższego szczytu na Ziemi – Czomolungmy. Od tego momentu wejście na Mount Everest stało się jego jedynym celem, któremu podporządkował inne aspekty swojego życia. Mallory podejmował próbę zdobycia najwyższej góry na Ziemi trzykrotnie. Największe kontrowersje budzi do dnia dzisiejszego ostatnia wyprawa i wejście na szczyt w towarzystwie Andrew Irvine’a jako partnera wspinaczkowego. Skoro za pierwszych zdobywców Mount Everest uważa się sir Edmunda Hillary’ego i Szerpę Tensinga Norgay'a, nie będzie więc dużym spoilerem, jeśli napiszę, że ostatnia próba zdobycia szczytu, podjęta przez Mallory’ego i Irvine’a zakończyła się prawdopodobnie niepowodzeniem.

     Z historią Mallory’ego spotkałem się po raz pierwszy czytając dwa lata temu „Ścieżki chwały”. Na potrzebę tej recenzji przeczytałem ją po raz drugi. Potem zupełnie przypadkowo trafiłem na książkę Tanis Rideout i stwierdziłem, że może warto spojrzeć na jego osobę również z innej, „niemęskiej” perspektywy…

     Książkę napisaną przez Archer’a, pomimo że liczy ona ponad 450 stron, czyta się łatwo, szybko i przyjemnie (niezależnie od tego czy czyta się ją za pierwszym, czy drugim razem). I choć nie jest to powieść sensacyjna (do jakich przyzwyczaił nas Brytyjczyk), to jednak widać w niej wszelkie zabiegi mające na celu zwiększenie dynamiki akcji np. duża ilość dialogów, skąpość opisów itp.. Chęć utrzymania odpowiedniej dynamiki akcji, nie powinna być oczywiście zarzutem, jednakże Archer ma na swoim sumieniu trochę merytorycznych „grzeszków”, bardziej lub mniej drażniących czytelników obytych z tematem realiów wspinaczki wysokogórskiej (zwłaszcza w Himalajach). Niedawno znalazłem w sieci fantastyczny tekst Marka Horella pt.: „George Mallory was murdered … by Jeffrey Archer” zamieszczony na jego blogu „Footsteps on the Mountain”, w którym szczegółowo omawia większe i mniejsze niedociągnięcia J. A.. Podstawowym z nich jest chyba pewna wyczuwalna ignorancja dotycząc faktów z życia George’a Mallory’ego oraz dość „frywolne” podejście do realiów geograficznych. Nikt oczywiście nie oczekiwał od autora zdobywania M. E., ale weryfikacja swojego postrzegania wspinaczki wysokogórskiej pewnie poprawiłaby merytoryczną jakość tej książki. Są to drobiazgi, jak chociażby wyimaginowane sytuacje z młodzieńczego życia Mallory’ego np.: wdrapanie się na mur w Magdallene College; pierwsze brytyjskie zdobycie wieży Eiffla; spotkanie Howarda Somervella i Noela Odella na Uniwersytecie Cambridge pomimo tego, że obaj w tym czasie powinni być jeszcze nastolatkami; zawiązanie się Komitetu Everestowskiego w 1914 r. - jego powstanie miało jednak miejsce dopiero w 5 lat później. Jak widać Archer luźno traktuje sobie historię, w tym również tę dotyczącą biografii swojego głównego bohatera. Autor jest również na bakier z geografią, chyba że jest zwolennikiem bilokacji Mallory’ego, który starając się zdobyć w 1906 r. Mont Blanc, wystartował z Courmayeur znajdującego się po włoskiej, południowej stronie góry, ale zdarzyło mu się równocześnie nocować w schronisku Grands Mulets znajdującym się dokładnie po drugiej, francuskiej stronie masywu. O zdolności Mallory’ego do bilokacji może świadczyć również opis Everestu, który George musiałby widzieć równocześnie od wschodniej i zachodniej strony. Nieco groteskowy wydaje się być, zaproponowany przez Archera, pomysł na dokładny pomiar przebytej odległości – odmierzanie dystansu za pomocą wzrostu jednego z Hindusów, który miał się wielokrotnie kłaść na ziemi. Biorąc pod uwagę, że ekipa dysponowała wyrafinowanymi urządzeniami pomiarowymi pozwalającymi na precyzyjne określenie wysokości, trudno raczej wyobrazić sobie, że mogła nie zostać wyposażona w taśmy miernicze, które pozwoliłyby na dużo precyzyjniejsze, a na pewno szybsze przeprowadzenie pomiarów przebytej odległości. Warto się też zastanowić nad opisywanymi przez Archera badaniami przeprowadzonymi przed wyprawą, a mającymi na celu usunięcie Fincha z zespołu wspinaczy. Wydaje się rozsądnym założyć, że tak wyczerpujące eksperymenty dałyby jednoznaczną odpowiedź na pytanie w jaki sposób będzie łatwiej zdobywać szczyt tzn. z użyciem bądź bez użycia butli z tlenem. Tymczasem mimo skrajnego wyczerpania najsilniejszych wspinaczy w zespole, kierownictwo wyprawy podjęło decyzję o niewykorzystywaniu butli z tlenem w trakcie zdobywania szczytu. Gdzie tu sens i logika?
     Po inne „smaczki” zapraszam do wpisu Marka Horella. Główna wątpliwość, jaka mnie nasuwa się po dwukrotnym przeczytaniu tej powieści, nie dotyczy jednak braku zachowania realiów historycznych i zdroworozsądkowych, a bardziej kreacji samych bohaterów. Ta jest kompletnie nijaka, a postaci stworzone przez J. A. są wg mnie nudne jak flaki z olejem. Nawet sam Mallory wypada dość blado jak na głównego bohatera, którego celem jest rozkręcenie całej akcji. Nie mówiąc o tym, jak bardzo nijako wykreowana została postać jego żony, kobiety zgadzającej się na wszystko jak cielę.

     No to ponarzekałem sobie trochę na Archera. A teraz chciałbym przejść do drugiej pozycji i też sobie trochę ponarzekać… jest tylko jeden problem Tanis Rideout daje na prawdę bardzo mało powodów do przyczepienia się. Winien jestem Wam małe sprostowanie, autorka choć sama nigdy się nie wspinała, pracowała w sklepie ze sprzętem turystycznym i wspinaczkowym – zatem miała jakieś blade pojęcie o tych sprawach. Właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszała o wyprawach Mallory'ego w Himalaje, a historia ta ją tak zaciekawiła, że zaczęła co raz bardziej zagłębiać się w temat wspinaczki w góry wysokie i przybliżać sobie postać George’a Mallory’ego i jemu współczesnych pasjonatów wspinaczki wysokogórskiej. Rideout podeszła do problemu wielopoziomowo, skupiła się nie tylko na samej postaci G. M. ale również na jego najbliższych członkach rodziny i znajomych. Zastanawiała się jaka była ich rola w życiu wspinacza i jak wpływały na nich decyzje o jego kolejnych ekspedycjach. Zainteresowanie historią  brytyjskich wspinaczy początków XX w. pozwoliło jej na zdobycie stypendium od Canada Council, dzięki któremu odbyła podróż do Wielkiej Brytanii, gdzie odwiedziła siedzibę Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, Klub Alpejski i Bibliotekę Samuela Pepsyna przy Magdalene College w Cambridge. Na miejscu okazało się, że Biblioteka Pepsyna jest oficjalnym depozytariuszem zachowanych pism osobistych George’a Mallory’ego w tym listów które małżonkowie Mallory pisali do siebie w trakcie rozłąki. Jak zatem widzicie, wydaje się że Tanis Rideout gruntownie przygotowała się do napisania tej książki. Dzięki możliwości zapoznania się z listami małżeństwa M. udało jej się dogłębnie poznać charakter obydwojga małżonków i na pewno doskonale wczuć się w rolę Ruth Mallory, która przecież stała się główną bohaterką tej powieści. To w zasadzie wokół jej osoby powoli rozwija się akcja, która nieuchronnie prowadzi do dramatycznego końca. Kreacja bohaterów jest wg mnie po prostu świetna. Zarówno Ruth jak i George są bardzo plastycznymi postaciami. W charakterze wspinacza widać dokładnie zmiany zachodzące pod wpływem świadomości, o tym że czas płynie nieubłaganie i każda z organizowanych ekspedycji może być dla niego tą ostatnią możliwością zdobycia najwyższego szczytu na Ziemi. Z czasem pasja przeradza się w pewne przeświadczenie o obowiązku, o obowiązku który staje się obsesją. Obsesją tak silną, że zmusza George’a do wyjazdu na kolejną trzecią ekspedycję. To magnetyczne oddziaływanie góry jest tak silne, że mężczyzna przestaje zastanawiać się nad tym jak kolejną rozłąkę zniosą jego żona i dzieci. Żyje w przeświadczeniu, że tylko on jest w stanie wspiąć się na szczyt Czomolungmy. W tym czasie jego żona, pozostawiona sama sobie, próbuje poukładać ich życie. Widać tragizm tej postaci, która niejednokrotnie krąży po domu bez celu, próbując znaleźć sobie jakiekolwiek zajęcie. Punktem przełomowym każdego dnia jest dla niej wizyta listonosza. Z jednej strony to czas piekielnego przerażenia i strachu przed tym co znajdzie się w poczcie, a z drugiej strony wielka nadzieja że może, już jest po wszystkim i cała grupa zwycięsko i bezpiecznie wraca do Wielkiej Brytanii. Według mnie co najmniej dobrze zostały odtworzone sceny wspinaczki wysokogórskiej z wszystkimi jej aspektami (zarówno pozytywnymi jak i negatywnymi), a etapy zdobywania najwyższych partii masywu Everestu są napisane wręcz po mistrzowsku. Przy skrajnym wyczerpaniu organizmu bohaterowie zaczynają mieć przywidzenia i niejednokrotnie prowadzą rozmowy z wyimaginowanymi postaciami z ich najbliższego otoczenia. Nie jest to wymysł autorki, bo o podobnych sytuacjach wspomina w swojej książce Ewa Matuszewska, jak również opowiada o nich bezpośrednio Wanda Rutkiewicz w wywiadzie udzielonym Barbarze Rusowicz. Rideout bardzo zręcznie wplata te przywidzenia w główny wątek wspinaczki, nie jest ich ani za dużo ani za mało. Układ treści zawartych w książce jest niezwykle przemyślany. I przez długi czas myślałem, że będę mógł się do pewnych niekonsekwencji historycznych „przyczepić”, ale w „posłowiu” Autorka, chyba spodziewając się, że mogą pojawić się pewne zarzuty z tym związane, wyjaśnia celowość zastosowanych zabiegów tego typu. Widać wyraźnie, że ma wszystko pod kontrolą, a coś co wydaje nam się jakimś niedociągnięciem jest jej celowym zabiegiem.

Podsumowując.
     U Archera, jak to u Archera – łatwo, szybko i imperialnie. Książka oczywiście może się podobać i pewnie znalazła wielu fanów. Jeśli natomiast szukacie dobrej literatury, osadzonej w realiach pierwszych brytyjskich ekspedycji mających na celu zdobycie Czomolungmy, a dodatkowo chcecie obcować z bohaterami z krwi i kości, faktycznie przeżywającymi rozstanie i mającymi co raz więcej rozterek, to mogę jedynie zachęcić do przeczytania książki Tanis Rigeout „Ponad wszystko”. Z pewnością nie będziecie zawiedzeni. 

     Jestem ciekawy waszych opinii. Jeśli czytaliście te książki, napiszcie w komentarzach co o nich sądzicie. Może znacie inne, dostępne na polskim rynku książki, dotyczące życia Georga Malloryego?

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Recenzja: "Wszystko o Wandzie Rutkiewicz. Wywiad rzeka Barbary Rusowicz"

     Mój plan czytelniczy na styczeń zacząłem realizować od zapoznania się z książką „ Wszystko o Wandzie Rutkiewicz. Wywiad rzeka Barbary Rusowicz ”. Książka liczy sobie ok. 190 stron i została wydana w 1992 roku nakładem wydawnictwa „ Comer & Ekolog ”. Ja swój egzemplarz wypożyczyłem w jednej z filii Biblioteki Kraków .      Tak jak wspominałem w moim poprzednim wpisie, po przeczytaniu reportażu Tochmana („Siedem razy siedem”) osoba Wandy Rutkiewicz, bardzo mnie zaciekawiła. Chciałem spróbować dowiedzieć się, co spowodowało, że studiująca elektronikę młoda kobieta, wręcz uzależniła się od wspinaczki wysokogórskiej. Z rozmowy można dowiedzieć się o pochodzeniu rodziców Wandy, o tragedii jaka spotkała rodzinę Rutkiewiczów w dzieciństwie oraz o relacjach jakie panowały w tym czasie między domownikami. Myślę, że na to jak bardzo samodzielną i zaradną kobietą stała się Wanda, wpłynęła sytuacja w domu, a zwłaszcza co raz wyraźniejsze o...

"Zdobycie Gasherbrumów" - W. Rutkiewicz (red.)

Witajcie.       Zapraszam do zapoznania się z moją recenzją książki „Zdobycie Gasherbrumów” (Sport i Turystyka, 1979 r.) opracowanej pod redakcją Wandy Rutkiewicz, a dotyczącej pamiętnej polskiej wyprawy w pasmo Karakorum, zrealizowanej w 1975 r. (Wyprawa Kobieca w Karakorum 75, Ladies Himalaya Expedition ). Książkę tę wygrzebałem na jednej z półek Biblioteki Kraków . Książka bardzo szczegółowo opowiada o tym w jaki sposób doszło do zrealizowania pierwszej tak zaawansowanej logistycznie wyprawy narodowej w pasmo Karakorum, jakie były jej cele oraz jak finalnie udało się je zrealizować. W latach ‘60 i ‘70 ubiegłego wieku po raz pierwszy zaczęto poruszać kwestie wspinaczki sportowej realizowanej przez zespoły kobiece. Również w polskim świecie wspinaczkowym ten temat był poruszany co raz śmielej. Sama Wanda Rutkiewicz niejednokrotnie wypowiadała się na temat różnic we wspinaczce w zespole mieszanym (a więc z męskimi partnerami), a wspinaczce w zespole k...

"Miesiąc wysokogórski", czyli czytelnicze podsumowanie stycznia

Witajcie!      Tym razem czas na podsumowanie poprzedniego miesiąca w kontekście przeczytanych książek.      Plany były bardzo górnolotne, ale jak to z planami bywa ciężko zrealizować je w zadanych ramach czasowych… Tak było ze mną i w tym miesiącu. Niestety inne zajęcia mocno uszczupliły mi limit na tyle wolnego czasu aby móc go poświęcić na nieskrępowane rozwijanie czytelniczych zainteresowań. Co nie zmienia faktu, że coś tam jednak poczytałem.      Przede wszystkim jestem Wam winien pewne wyjaśnienie, na początku miesiąca założyłem sobie, że będzie to dla mnie „miesiąc wysokogórski”, dlatego skupiłem się na tytułach w jakiś sposób związanych ze zdobywaniem najwyższych punktów na Ziemi. Zbieżność moich zainteresowań czytelniczych z tragedią jaka wydarzyła się pod koniec miesiąca na Nanga Parbat była zupełnie przypadkowa. Więcej o tym co chciałem przeczytać w styczniu możecie znaleźć w moim poście z początku styc...