Ostatnio przeczytałem kilka reportaży pod rząd.
Potrzebowałem jakiejś zmiany tematycznej i postanowiłem sięgnąć po coś z
thrillerów/sensacji. Wcześniej nie miałem szczęścia do tego typu powieści, bo
wpadła mi w ręce trylogia Bena Wintersa, która średnio mi "podeszła". Czy "Tylko niewinni" Rachel Abbott sprawi, że wrócę do thrillerów? Recenzowaną książkę przeczytałem w aplikacji Legimi (zachęcam do przetestowania).

W zasadzie to nie wiem jak odnieść się do tej książki. Od
strony technicznej, książka pisana jest raczej prostym, nieskomplikowanym
językiem, więc pomimo znacznej "opasłości" czyta się ją umiarkowanie szybko. Dla
jednych będzie to z pewnością zaletą, ale czytelnicy spodziewający się bardziej
rozbudowanego i zróżnicowanego języka mogą czuć się wg mnie rozczarowani.
Fabuła. Oczywiste jest, że zbrodnia wymyślona przez autorkę,
ma szokować od pierwszych stron, a potem ma być jeszcze mroczniej. Ofiarą,
znalezioną w dość nietypowej sytuacji, jest powszechnie znany multimilioner i
filantrop Hugo Fletcher. Jest on osobą o nieposzlakowanej opinii, która
wykorzystuje zdobyty przez pokolenia majątek rodzinny, pomagając kobietom
pochodzącym z Europy Środkowej i Wschodniej, będącym ofiarami handlu ludźmi. Co
musiało się wydarzyć, aby ktoś był skłonny zabić tego „anioła” wśród bogaczy? W
toku rozwoju fabuły pojawiają się kolejne ślady i kolejni podejrzani.
To co mnie trochę irytowało, to ciągła rekapitulacja, tego
co zostało odkryte w toku śledztwa. Ja rozumiem, że autorka wykorzystała motyw
odpraw policyjnych, w celu usystematyzowania informacji pozyskiwanych przez
detektywów w toku trwającego dochodzenia. Jednak dla w miarę ogarniętego
czytelnika, śledzenie rozwoju całej sprawy nie jest aż tak wielkim wyzwaniem,
bo intryga nie jest jednak aż tak bardzo skomplikowana. Dodatkowo nadinspektor
Douglas co jakiś czas spotyka się ze swoim przełożonym, któremu również są
przekazywane postępy w śledztwie. I gdyby te rozmowy jakoś posuwały śledztwo do
przodu, albo wypracowywano by w ich trakcie jakieś rozwiązania, to miałyby one
sens. A tak, w mojej opinii, są tylko zapychaczami miejsca.
Sir Hugo poznał swoją przyszłą żonę Laurę, w trakcie
wręczania nagród za produkcje filmowe. Okazuje się, że Laura zdobywa główną
nagrodę za film o przemocy psychicznej, która ujawnia się pomiędzy małżonkami.
Okazuje się, że Hugo bardzo szybko uzależnia swoją przyszłą żonę od siebie. Co
ciekawe kobieta ta jest całkowicie w niego zapatrzona i kompletnie nie zauważa
tej patologicznej sytuacji… Noszzzzz, ludzie!!! Zastanawiam się jak to możliwe
ze kobita zdobyła główną nagrodę w bardzo ważnym festiwalu filmowym, właśnie za
obraz o patologicznych relacjach w rodzinie, a nie jest w stanie zobaczyć, że
ma do czynienia z podobną sytuacją we własnym domu… Serio?!?!?!
To co na pewno może rozczarować, to sposób w jaki główny
bohater (Tom Douglas), doszedł do rozwiązania sprawy morderstwa i co z tego
wynikło. Zastosowany przez autorkę wybieg, wydaje się być idealny w sytuacji
kiedy autorka straciła panowanie nad własną fabułą i tak dalece ją pogmatwała,
że na ratunek może przyjść już tylko zwykły przypadek. Zresztą Abbott
wykorzystuje „przypadek” do popchnięcia fabuły naprzód nie pierwszy raz –
wcześniej młoda posterunkowa podsłuchuje rozmowę trzech kobiet, która również
skierowuje śledztwo na nowe tory. W mojej opinii autorka będąca
pomysłodawczynią całej fabuły i tempa w jakim rozwija się akcja, mogła w taki
sposób ja zaplanować, żeby nie powtarzać tych samych rozwiązań technicznych w
jednej historii. Wydaje się, że dla autorki nie istnieje problem konfliktu
etycznego, któremu poddany jest główny bohater, a będącego konsekwencją
przyjętego przez autorkę sposobu rozwiązania całej intrygi. I bynajmniej nie
chodzi mi o rozwijającą się relację pomiędzy Tomem i Laurą. Jeśli autorka
rozważała kiedykolwiek problem etyczny związany z tą sytuacją, to w książce jej
przemyślenia są raczej słabo odzwierciedlone. No chyba, że dla autorki
zaistniały konflikt etyczny nie jest problemem, a wtedy… cóż to jeszcze gorzej
dla czytelnika.
Ciekawym rozwiązaniem było wprowadzenie innej formy
narracji, a mianowicie listów które Laura pisała do swojej przyjaciółki Imogen,
a których nigdy do niej nie wysłała. Przybliżają one historię małżeństwa Hugona
i Laury. Zabieg, wg mnie całkiem udany, choć poprzedzony całym szeregiem
niepotrzebnych dywagacji.
Wydaje mi się, że autorka chciała napisać coś na miarę
Larssona i „Mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet”. No właśnie chciała… ale jednak
chyba coś nie do końca wyszło.
Podsumowując: książka do przeczytania, ale nie jest to
arcydzieło gatunku.
Komentarze
Prześlij komentarz